22 grudnia. Pierwszy dzień zimy i jak na zawołanie spadł śnieg. Już za dwa dni święta. Do Lucy dojechał Jacob. Ja dziś mam ostatni dzień zajęć w szkole. Nie chciało mi się iść na dwie pierwszy lekcję, czyli wf i zajęcia artystyczne. Ubrana w cieplutki biały sweterek i czarne leginsy, zbiegłam schodami do kuchni i wzięłam z wyspy kuchennej jabłko. Ubrałam na stopy botki, założyłam kurtkę i wyszłam biorąc swoją torbę, telefon i kluczę od mojego auta. Wychodzę z domu, zamykając za sobą drzwi, ojciec jest pewnie już w Gomez Record's, a reszta śpi. Nie wspominałam wcześniej, że mam tak jakby firmę rodzinną. Tak. To jedna z firm moich rodziców. Jest to wytwórnia muzyczna, którą zajmuję się ojciec. Moja matka natomiast ma swoje Gomez SPA. Wsiadłam do swojego samochodu i położyłam torbę na siedzeniu obok. Po drodze do szkoły wstąpiłam do Starburga po kawę. Jak w każdej szkole ludzie są podzielni na tak zwane grupy. Ja jestem w tych popularnych, lubianych, bogatych.
- Cześć.- witam się z Angel buziakiem w policzek.
- Cześć. Daj łyka.- wyrywa mi kawę z ręki. No tak.- Nie miałam czasu zrobić sobie, ani jechać do Starburga. Czemu nie było cię na wf i art.?- pyta.
- Nie chciało mi się wstać.- odpowiadam krótko.
- A żałuj. Mamy nowego wf-istę.
- Fajnie.- mruknęłam.
- Hmm?
- Nie nic. Nie jestem w dobrym humorze, po tym jak...Bieber.- wypowiedziałam jego nazwisko szeptem. Coraz częściej ono sprowadza na mnie kłopoty.- No nie ważne. Może wybierzemy się dziś na zakupy. Muszę pokupować prezenty i jakieś ciuchy.
- Nie ma problemu. Też miałam ci to dziś zaproponować.- uśmiechnęła się.
Razem z blondynką idziemy na najgorszą lekcję. Matematykę. Boże, mogłam zostać w domu cały dzień. Jak zwykle jesteśmy spóźnione 3 minuty, ale to w niczym nie przeszkadza naszej pani profesor do zbesztania nas.
- Gdzie byłyście?- nie podnosi na nas wzroku. Już się przyzwyczaiła że zawsze jesteśmy trochę na nie w czas i wie że to my.
- Przepraszamy, zagadałyśmy się.- mówię, siadając w ławce, a Angel za mną.
- Typowa wymówka.- mruczy i przechodzi do tematu dzisiejszej lekcji.
~*~
Ruszam w stronę parkingu szkolnego. Jestem umówiona z Angel na 17 w galerii. Jadę jeszcze do Gomez SPA, zrobić sobie paznokcie. Szkolny podrywacz, kapitan drużyny piłkarskiej mnie zaczepia.
- Cześć, Sel.- rzuca patrząc na mnie.
- Cześć.- omijam go. Niezbyt grzecznie, ale się śpieszę. Poza tym nienawidzę tego dupka. Ma dziewczynę. Kapitana cheeleaderek, a dokleja się do mnie.- Nie mam czasu Colin.- rzucam, otwierając drzwi mojego samochodu i rzucając swoją torebkę na siedzenie pasażera. Staję prosto w stronę Colina i uśmiecham się do niego ciepło. Mam już zamiar wsiadać, kiedy on podchodzi do mnie i łapie za moje nadgarstki.
- Puść mnie!- krzyczę.
- Może znajdziesz jednak pięć minut na mnie?- pyta.
- Powiedziałam puść mnie!- ponownie krzyczę, ale blondyn kręci głową.
- Nie słyszysz co powiedziała?!- podchodzi do nas nie kto inny jak Pan Bieber we własnej osobie. Moje oczy zaczynają płonąć ogniem. Co on tu do jasnej cholery robi? Śledzi mnie? Skąd wie gdzie się uczę?- Masz ją puścić.- zaciska szczękę i warczy w stronę Colina. Blondyn puszcza moje nadgarstki i patrzy na szatyna.
- Wyluzuj Justin.- podnosi ręce w geście obronnym. Co? Skąd on go do licha zna?- Do zobaczenia po świętach Selena.- mówi w moim kierunki i odchodzi.
Patrzę zdezorientowana na Biebera. Mam nadzieję, że jakoś mi to wytłumaczy. Ale kiedy zaczynam mu się przypatrywać, wraca do mnie wspomnienie tego co mi zrobił. Od razu wsiadam do auta i ruszam. Szatyn jedynie patrzy na moje poczynania. Nie próbuję mnie zatrzymywać. Nic. Ogarnia mnie rozczarowanie, Miałam małą nadzieję, że jednak sam będzie chciała ze mną pogadać. Myliłam się widocznie.
~*~
- Witaj Emmo.- mówię do mojej ulubionej kosmetyczki w Spa mamy.
- Cześć Selena. Jakie dziś?- pyta siadając przede mną.
- Zdaję się na ciebie.- uśmiecham się gorąco.
Wychodzę z dużego, a właściwie ogromnego spa. No cóż, jest najlepszym spa w Los Angeles. Moje paznokcie wyglądają obłędnie. Uwielbiam Emmę i jej zdolności.
Dochodzi 17, a ja zjawiam się w umówionym miejscu pod galerią. Czeka tam na mnie już Angel. Śnieg prószy niesamowicie mocno, a to nie zdarza się często w tym mieście.
Wchodzę wraz z blondynką do nawet nie mam pojęcia, którego z kolei sklepu. Kupiłam już mnustwo prezentów dla swoich bliskich. Dla dziadków, dla rodziców, dla Lucy, dla Jacoba, dla Tobyego, dla ciotek, dla wujków, z którymi zobaczymy się w święta u dziadków. Dla mojego brata o którym wcześniej nie wspominałam, dla jego dziewczyny. Dla Angel. I dla innych. Jestem obładowana torbami, ale nie minęła mi ochota na zakupy. Wchodzę do sklepu z ubraniami i widzę tam prześliczną sukienkę, którą bez wątpienia muszę kupić. W rezultacie kupuję ją, cztery pary innych bluzek, dwie pary spodni i spódniczkę, a to wszytko w jednym sklepie. Razem z An wchodzimy do sklepu z butami a ja przymierzam tam śliczne botki, sztyblety na 10 centymetrowym obcasie. Kupuję je, a w drugim sklepie z obuwiem sportowym dwie pary nike'ów, air force.
Wychodzimy z galerii obładowane torbami, ledwo widzę dokąd idę. Pakuję część swoich zakupów do bagażnika, a drugą część kładę na tylne siedzenia samochodu. Żegnam się z blondynką całusem w polik i wsiadam do auta.
Przejeżdżam obok wieżowca, w którym mieszka Justin Bieber. Spoglądam w kierunku piętra na którym znajduję się jego apartament i zaczynam głośniej oddychać. Przypomniałam sobie niektóre momenty z tamtej nocy, kiedy Justin się ze mną przespał. I z tego co pamiętam było niesamowicie dobrze, ale nadal czuję do niego wstręt. Jak mógł mnie tak potraktować? Tak wykorzystać. Zamykam szczelnie powieki. Z transu wybudza mnie trąbienie samochodów, natychmiast ruszam.
Zatrzymuję swój samochód pod moją willą. Otwieram tylne drzwi i wyciągam z nich torby.
- Pomóc ci?- wzdrygam się. Odwracam powoli głowę, wiem kto to jest. Prostuję się i patrzę w jego czekoladowe tęczówki. Przyglądam mu się uważnie, chociaż jest ciemno oświetlają mnie lampy przy moim domu. Ma na głowie kaptur, ręce w kieszeni. Na twarzy kilkudniowy zarost.
- Nie dzięki.- prycham i wyciągam torby z samochodu. Po czym próbuję dostać się do bagażnika, ale utrudnia mi to szatyn.- Odejdź.- warczę.
Zabiera mi z rąk torby i przepuszcza. Rezygnuję. Poddaję się. Pozwalam mu mi pomóc. Otwieram bagażnik, a on wyjmuję z niego pozostałe zakupy. Wygląda zabawnie. Aż zaczynam chichotać po cichu. Otwieram mu drzwi od domu. Wchodzi. Wie już co gdzie się znajduję. Był tu wcześniej. Zdejmuję buty i odwraca się w moją stronę. Pokazuję na schody. Rozumie. Wchodzi ostrożnie żeby nie upuścić czegoś na górę po czym przystaję. Zdejmuję swoje buty i kurtkę wieszam ją. Idę za nim, a następnie przed nim pokazując mu drogę do mojej sypialni. Otwieram drzwi i daję mu wejść pierwszemu. Odkłada część zakupów na białe fotele, a część na podłogę.
- Dużo tego.- drapię się po głowię.
Chichoczę.
Patrzy na mnie z uśmiechem.
- Powinieneś już iść.- mówię cicho.
- Skoro chcesz.- patrzy na mnie.
- Nie, ja po prostu...- przerywa mi.
- Nie powinienem był tego robić, przepraszam cię za to. Ale nie żałuję...- spoglądam na niego.- To było naprawdę cudowne.- rumienię się.
Od kiedy jesteś taka nieśmiała Seleno Gomez?
- Masz rację nie powinieneś.- mówię naburmuszona. Mój humor zmienia się w ułamku sekundy.
Szatyn podchodzi do półki z moimi książkami i przejeżdża opuszkami palców po nich. Zatrzymuję się na "Ciemniejsza strona Greya". Otwiera książkę, gdzieś w połowię i zaczyna czytać, a ja przyglądam mu się uważnie. Uśmiecha się. Ciekawe co go rozbawiło i na jakim fragmencie jest.
Oblizuję usta i zamyka na chwilę oczy. Odkłada książkę i patrzy na mnie.
- Czytałaś to?
Przytakuję głową.
- Wszystkie trzy części.- mówię. Uśmiecha się.
- Masz rację powinienem już iść. Na razie mała.- nazwał mnie małą. Zamykam oczy i przygryzam wargę. Uwielbiam jak ktoś tak do mnie mówi.
- Nie czekaj.- mówię szeptem, ale on już tego nie słyszy. Wychodzi.
Mam takie jakby wyrzuty? Że go nie zatrzymałam. Że także nie powiedziałam, że ten seks z nim mi się cholernie podobał. Kurwa no! Karcę się w myślach.
Przebieram się w czarne spodnie i czarną bluzkę. Usiadłam na łóżku i rozejrzałam sie po pokoju. Mój wzrok wbił się w miejsce gdzie stał Justin. Wstałam i podeszłam do półki na książki i chwyciłam książkę, którą czytał szatyn. Zostawił otwartą. Czytał fragment w windzie.
- Pieprzyć to!- złapałam za swoją torbę i wyszłam, a właściwie to wybiegłam z domu. Szybko wsiadłam do auta i ruszyłam.
Zaparkowałam samochód przed apartamentem szatyna. Weszłam do środka i ruszyłam w kierunku windy. Wjechałam na 11 piętro i szłam krótką chwilę przez korytarz. Zapukałam, a wręcz zaczęłam walić w te drzwi.
Justin otworzył i z otwartą buzią patrzyła się na mnie lecz nie długo bo rzuciłam mu się na szyję, a nogi owinęłam mu wokół bioder i zaczęłam całować. Mocno, szybko, z pożądaniem.
Widać było, że nie wie co się dzieje. Ale oddał pocałunek. Wypchnęłam biodra i otarłam się o jego krocze. Jęknął cicho.
- Selena, jeżeli teraz nie przestaniesz nie będę później mógł nad sobą zapanować.- mruknął do moich ust.
- Zamknij się!- warknęłam, nadal go całując.- Do sypialni.-rozkazałam.
Zrobił to co chciałam. Zaniósł mnie do pokoju i postawił delikatnie na podłodze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz