wtorek, 5 stycznia 2016

Rozdział 6. Love yourself

Obudziłam się przez światło, które wpadało do mojej sypialni. Szatyna nie było obok mnie, a na miejscu, gdzie wcześniej spał była karteczka, na której pisało:
Musiałem lecieć, sory, że tak bez pożegnania, ale coś mi wypadło. Wygodne łóżko :) 
                                                                                   JB. 

Przetarłam zaspane oczy i wstałam. Wzięłam prysznic i ubrałam się. Zeszłam na dół. Nikogo nie było. Spojrzałam na zegarek wiszący w kuchni. 9.20. Wszyscy jeszcze pewnie spali, a ja nie miałam co robić. Stwierdziłam, że pojadę do Angel. Obudzę ją i pewnie za to ona mnie pobiję, no , ale co zrobić. Zjadłam śniadanie, wypiłam kawę, wzięłam kluczki od auta, telefon i wyszłam.
Drzwi odtworzyła mi mama Angel. Pogadałam z nią przez chwilę. Weszłam do sypialni mojej przyjaciółki i tak jak powiedziała mi mama blondynki, Angel nadal spała. Podeszłam do niej i stanęłam.
- Angel szybko! Ross Lynch przyjechał do ciebie!- wykrzyczałam, a blondynka podskoczyła na łóżku.
- Co?! Gdzie?! Kurwa!- zerwała się z łóżka i pobiegła do łazienki. Opadłam na łóżko i zaczęłam się głośno śmiać i zwijać.- O ty szmato!- wyjrzała zza ściany i rzuciła we mnie ręcznikiem. Ja nadal nie mogłam opanować swojego śmiechu.- Masz prawię 18 lat, a nadal głupia.
- Mądrzejsza i przede wszystkim starsza od ciebie.- śmiałam się.
- Ej no! Już myślałam, że Ross przyjechał do ciebie, bo ponownie nagrywa w studiu twojego ojca. Widziałam go raz, z tak bliska. Spojrzał mi w oczy i się uśmiechnął. To było cudowne.- rozmarzyła się Angel.
- Chciałam ci załatwić jego numer.- powiedziałam i wstałam.
- Nie! To on ma się starać, a nie ja. Pff.
- Ale ty wiesz, że on nie wie nawet jak masz na imię?
- No i?
Wzdychnęłam i podeszłam do blondynki.
- Lepiej się ubieraj.  Skoczymy na chwilę do mnie, a potem na kręgle. O 16 muszę być w domu. Wigilia.

                                                               ~*~

- Selena pośpiesz się!- Angel krzyczała z dołu. Chwyciłam wcześniej zapakowany prezent dla blondynki i zbiegłam na dół.- Ojej Sel, nie trzeba było.- uśmiechnęła się i wyciągnęła ręce w stronę prezentu.
- Nie dam ci go teraz!- zaśmiałam się.- Chodź jedziemy.

                                                                  ~*~

- Jaki rozmiar?- blondyn o błękitnych tęczówkach, patrzył na mnie ze śnieżno białym uśmiechem. Był mega przystojny. Zapewne już byłam cała zaczerwieniona.
- 38.- powiedziałam i spojrzałam na moją przyjaciółkę.-...i 39.
Blondyn podał nam buty i życzył miłej zabawy.
- Ale dupa.- szepnęła Angel, kiedy już trochę się oddaliłyśmy.
- No.- przytaknęłam.
- Sel, patrz kto tu jest.- zatrzymała się. Odwróciłam się w stronę, gdzie patrzyła blondynka.
- Justin.- wzruszyłam ramionami.- Z kumplami. I co z tego?
- Selena on jest w gangu.
- Twój chłopak też.- przewróciłam oczami i podeszłam po kulę.
- Ale my znamy Nialla, a jego nie.- wskazała głową na szatyna.- No świetnie.- mruknęła, kiedy Justin zaczął iść w naszą stronę.
- Cześć dziewczyny.- wyszczerzył się.
- Hej.- powiedziałam. Angel stała z naburmuszoną miną.
- Cześć Angel.- powtórzył Justin.
- Ta, hej.- wydukała w końcu.
- Tak spędzacie wigilie?- zapytałam, rozluźniając atmosferę.
- Jak widać, a wy?
- My tylko na chwilę. Dziś są święta.
- No i my je spędzamy co rok tutaj.- uśmiechnął się.
Angel wyminęła go i poszła rzucić kulę. Zbiła wszystko. Zaraz po niej poszłam ja. Jeden pachołek został.
- Kurwa.- mruknęłam. Spróbowałam go zbić, ale się nie udało.
- Hehe ciota!- wytknęła mi język blondynka.
- Idę po drinka.- westchnęłam.
- Nie Sel. Prowadzisz i za chwilę musimy się zwijać.
- Ty poprowadzisz.
- Jesteś swoim autem.
- Ugh no dobra.- usiadłam na kanapie i przyglądałam się jak gra Bieber. Podeszłam do niego i jego kumpli.
- Skoro nie masz na dziś planów, może spędzisz dzisiejszą wigilię z moją rodziną.- stałam przed szatynem.
- Nie no coś ty. Nie znam ich. To będzie dziwne.
- Nie. Są spoko. No weź.
- No niech ci będzie.- westchnął.
- Angel musimy się zbierać!- krzyknęłam.
- Mamy jeszcze 30 min.
- Odwiozę cię i muszę skoczyć z Justinem do galerii.- spojrzałam na zegarek.
- Po co?- odezwał się szatyn.
- Nie mam dla ciebie prezentu.- powiedziałam wpatrując się w telefon.- No dalej Angel!
- Wrócę taksówką. Papa.- przytuliła mnie.- Będziesz tego żałowała.- szepnęła mi na ucho, a ja skarciłam ją wzrokiem.

                                                                        ~*~
- Muszę, gdzieś skoczyć.- powiedział Bieber.
- Za 40 minut tutaj?- zapytałam.
- Ok.
Biegałam po sklepach. Tak dosłownie biegałam, bo nie miałam pojęcia co mu kupić. Nie miałam pojęcia co lubi. Kupiłam mu złoty zegarek, a teraz jeszcze wybierałam perfumy od Calvina Kleina.
Okey. Wreszcie wybrałam. Spojrzałam na zegarek na mojej lewej ręce i przeklęłam w myślach. Jestem spóźniona 15 minut. On mnie zabije.
- Przepraszam!- wołam biegnąc.
- Chodź już i nie marudź.- mówi.
- Coś ty nakupił?- pytam spoglądając na jego torby.
- No z tego co wiem to masz siostrę, która ma męża i syna, brata, który ma dziewczynę i rodziców więc...
- Lucy nie ma męża.- zaczynam się śmiać.- To jej chłopak i ojciec Tobyego.
Szatyn wrzuca zakupy na tylne siedzenie.
- Ja prowadzę.- mówi.
- Chyba żartujesz. Piłeś.- krzyżuję ręce na piersi.
- Nie raz prowadziłem najebany, daj klucze.
- Wsiadaj i mnie lepiej nie wkurzaj.
Chłopak z grymasem na twarzy wsiada. Ja również, zapinam pas i rucham.
- Zapnij pas.- mówię słysząc pikanie w aucie. Chłopak uśmiecha się, ale nie reaguję na moje słowa.- No zapnij bo zwariuję!
- Dobrze, dobrze. Nie lubię jak laska prowadzi.
- ''Laska prowadzi''?- cytuję go i marszczę brwi.
- Zawszę ja prowadzę.
- Przesadzasz Bieber. Chcesz jechać jeszcze do siebie po swoje rzeczy?
- Mhm.- przytakuję. W tej chwili dzwoni do mnie telefon, to mama. Odbieram.

- Tak mamo?
- Selena, gdzie ty jesteś? Jest już 17, a ciebie nadal nie ma. 
- Będę za jakieś 40 min. Będzie jeszcze u nas jeden gość.- spoglądam na Justina.
- Och, tak? Kto taki?
- Mój kolega mamo. Poznasz go. Muszę kończyć. Pa.
- Pa.

- Kolega.- powtarza Justin. Chyba nie chciał, żebym tego słyszała bo szepną jakby do siebie.


                                                          ~*~

- Nie stresujesz się, ani trochę?- pytam kiedy mamy już wchodzić do mojego domu.
- Nie.- śmieje się.
- No okey.- otwieram drzwi i wpuszczam szatyna.
Już w holu czuć zapachy jedzenia i słychać rozmowy domowników.
Rozbieram się z kurtki i butów. Szatyn robi to samo i idzie za mną.
- Cześć. To jest Justin.- przedstawiam mamie i tacie chłopaka. Mama gotuję coś z Lucy. Moja siostra kiedy widzi szatyna, krztusi się powietrzem.
- Dzień dobry, miło mi.- podaję rękę najpierw mojej mamie, a później tacie.
- Okey. My lecimy na górę, uszykować się i zejdziemy.
- Dobrze.- uśmiecha się miło moja mama.- Pomóż później Dylanowi nakryć do stołu w jadalni.
- Okey!
Wchodzę po schodach i otwieram białe drzwi do mojego pokoju.
- Ja pierwsza idę się wykąpać.- mówię.
Wchodzę do łazienki i odkręcam wodę, żeby nalała się do wanny. Nalewam do niej różnych olejków. Rozbieram się i zanurzam się w niej. Zamykam oczy.
- Mogę się dołączyć?- wzdrygam się i podskakuję z piskiem.
- Oszalałeś?! Wyjdź!- pokazuję jedną ręką na drzwi a drugą zasłaniam swoje piersi.
- I tak widziałem cię już nago.- odpowiada z chytrym uśmieszkiem. Staję przed lustrem i poprawia swoje włosy.- To jak?
- Wyjdź Bieber.
Nie słucha mnie. No tak. Ściąga swoją koszulkę i rzuca ją na podłogę. Napina swoje mięśnie, a ja zagryzam dolną wargę. Rozpina rozporek swoich spodni i zdejmuję je wraz z bokserkami. Zamyka drzwi i wchodzi do mnie do wanny. Dokładnie za mnie.
- Naruszasz w tym momencie moją przestrzeń osobistą.- mówię drżącym i podnieconym głosem.
- Naprawdę?- mruczy i zaczyna całować moją szyję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz